Ma 23 lata. Od roku w centrum Gdyni prowadzi własny salon fryzjersko-kosmetyczny. Decyzję o swoim biznesie podjęła, mając… 20 złotych w portfelu. Udało się! Renata Podfigurna, właścicielka salonu Revel, cały czas myśli o tym, jak się rozwijać. Mimo młodego wieku, nie boi się ryzykować.
Jest Pani bardzo młodą osobą a jednocześnie nadzwyczaj dojrzałą. Skąd pomysł na własny biznes w tym wieku?
Mój dziadek był osobą bardzo przedsiębiorczą i prowadził swoją firmę. W pewnym sensie był dla mnie wzorem — osiągnął to, co sobie wytyczył, uparcie dążył do celu. Myślę, że pokazał mi, że w życiu trzeba samemu zadbać o pewne kwestie, że trzeba brać sprawy w swoje ręce. Jak tylko podjęłam pracę w zawodzie, zaczęłam myśleć o czymś swoim.
Nie wygodniej było pozostać na etacie?
Przygodę z fryzjerstwem zaczęłam bardzo wcześnie, bo w wieku 16 lat. Oczywiście nie od razu zdecydowałam się na własny salon. Naturalną koleją rzeczy rozpoczęłam od pracy w innych salonach. Tam z jednej strony uczyłam się fachu (zaczynałam jako praktykantka), z drugiej — zaczęłam dostrzegać, że to mi nie wystarcza.
Co było największym impulsem do przejścia na przysłowiowe „swoje”?
Pracując w innych salonach dawałam z siebie wszystko. Niejednokrotnie pracowałam kilkanaście godzin na dobę, miałam mnóstwo obowiązków. Ale nie rozwijałam się. Moje zaangażowanie nie przekładało się na nic konkretnego. I nie chodzi wcale o zarobki. Po prostu niewielu jest pracodawców, którzy doceniają oddanego pracownika i chcą pomóc mu się rozwijać. I to spostrzeżenie zaważyło o moich dalszych krokach. A że lubię ryzykować, to… zaryzykowałam!
Korzystała Pani na przykład ze środków unijnych przy uruchamianiu salonu? Wnętrze jest piękne i przestronne, prawdopodobnie wymagało sporego wkładu finansowego.
Może trudno w to uwierzyć, ale w chwili, gdy zdecydowałam się na dzierżawę tego lokalu, miałam w portfelu… 20 złotych! Ten lokal to była wyjątkowa okazja, bo wnętrze było już zaaranżowane a zainwestować trzeba było jedynie w kosmetyki. Nie mogłam przepuścić takiej okazji. Nie udało mi się zdobyć unijnej dotacji, więc po prostu wzięłam niewielki kredyt i sprzedałam swoje auto. Nie mieszkam w Gdyni i auto było mi bardzo potrzebne, by dojeżdżać do pracy. Pomyślałam jednak, że albo zrobię to teraz, albo nigdy. Na szczęście wsparła mnie również koleżanka. Już wcześniej pracowałyśmy razem i wspólnie odeszłyśmy z tamtego miejsca pracy. Teraz znowu pracujemy razem. To bardzo kompetentna osoba, zawsze mogę na nią liczyć.
W tej branży jest spora konkurencja. Czy zdarzają się nieuczciwe chwyty ze strony właścicieli innych salonów?
Bywa różnie. Może to dziwne, ale zdarza się, że przeszkodą relacjach z innymi jest mój wiek. Niektórzy kontrahenci czy właściciele innych salonów nie traktują mnie poważnie. Mam dopiero 23 lata, więc ich zdaniem niewiele mogę wiedzieć o biznesie i swoim zawodzie. Ale nie przejmuję się tym tylko robię swoje i idę do przodu. Na szczęście są też serdeczni koledzy i koleżanki po fachu. Kilkoro z nich korzysta nawet z moich usług :-)
Jak zdobywa Pani klientów?
Część z nich to moi klienci pozyskani jeszcze w czasie, gdy pracowałam w innych miejscach. Najskuteczniej oczywiście działa poczta pantoflowa. Mam już swoje stałe klientki, jedna z nich przyjeżdża do mnie aż z Warszawy. Dodatkowe usługi świadczone w moim salonie, czyli zabiegi kosmetyczne i masaże, również przyciągają nowych klientów. Początki w prowadzeniu działalności bywają trudne.
Czy ma Pani jakąś odskocznię od codziennego stresu?
Niestety nie. W lipcu minie rok, odkąd prowadzę swój salon, a że zajmuję się w nim niemal wszystkim — nie mam czasu dla siebie. Pracuję po 10 godzin dziennie sześć dni w tygodniu. Ale obiecałam sobie, że zadbam o równowagę w życiu :-)
Życzymy zatem powodzenia!
Komentarze