Prowadzi firmę od ponad dwudziestu lat. Ten czas nauczył Panią Violettę Goldfarb tego, że należy uparcie dążyć do celu i nie poddawać się w trudnych sytuacjach. I że najważniejsze w życiu to mieć wokół siebie osoby, które będą wspierać i motywować do dalszego działania. A wtedy wszystko się uda!
Jak długo istnieje Państwa firma? Czy w chwili jej zakładania były sprzyjające warunki na rynku?
Nasza firma ma już ponad dwudziestoletnią historię, choć nie zawsze zajmowaliśmy się pośrednictwem w sprzedaży nieruchomości. Najpierw była to praca w reklamie, potem doradztwo personalne, następnie usługi merchandisingowe, dalej usługi w zakresie promocji i reklamy, i wreszcie — nieruchomości.
Założenie firmy dwadzieścia lat temu było koniecznością — praca, którą wykonywałam miała znamiona własnego biznesu, więc zostałam poproszona o rozpoczęcie działalności.
W owym czasie nie było takich ułatwień dla początkujących przedsiębiorców, jakie są teraz. Pełny ZUS, żadnych dotacji… No cóż, ważne, że były chęci ☺
Dlaczego własna firma a nie praca na etacie?
Był czas, kiedy pracowałam na etacie i był to czas poukładany w każdym calu. Rano praca, po południu dom, kolejny dzień: rano praca, po południu — dom. I tak dzień w dzień… Trochę to nudne dla mnie było, choć miałam swoją małą stabilizację. Ale to wstawanie o szóstej rano… W zasadzie to mnie zmotywowało do poszukiwań takiej pracy, która nie wymagałaby ode mnie wstawania o tak wczesnej porze. Jednocześnie szukałam czegoś więcej. Może nawet nie pieniędzy ale możliwości decydowania o moim życiu. Jak człowiek sam decyduje, to i sam ponosi konsekwencje swoich decyzji. Nawet jeśli decyzje są nietrafione… Myślę, że przez lata prowadzenia firmy nauczyłam się analizować każdą decyzję i ponosić za nią pełną odpowiedzialność. A proszę mi wierzyć, że niektóre decyzje bardzo drogo mnie kosztowały. Ale takie jest życie — ciągle od nas wymaga podejmowania wyzwań. A wyzwanie — to ryzyko porażki. Ale i sukcesu.
Skąd pomysł na taką właśnie działalność? Czy wynika to z Pani wykształcenia?
Przez dwadzieścia lat prowadzenia firmy, jak już powiedziałam, zajmowałam się różnymi branżami. Był to niewątpliwie czas nauki — każda dziedzina, którą się zajmowałam, przynosiła nową wiedzę, nowe doświadczenia. Przez cały ten czas miałam kontakty z klientami (wszystkie branże, którymi się zajmowałam, wiązały się z obsługą klienta). Głównie z firmami — stąd dzisiaj łatwiej jest mi prowadzić sprawy związane z klientami biznesowymi, bez względu na to, czy jest to deweloper, czy sprzedający, który jest przedsiębiorcą.
Pośrednictwem w obrocie nieruchomościami zajęłam się po tym, jak zaczęły kuleć promocje — pracowałam dla największych dystrybutorów w branży spożywczej i kosmetycznej, którzy organizowali promocje w marketach. Zazwyczaj były to tygodniowe lub dwutygodniowe akcje z prezenterkami. Przyszedł czas kryzysu i wielcy zaczęli ograniczać wydatki związane z reklamą. Prezenterki pracujące w marketach zastąpiła reklama telewizyjna. Tak więc należało się rozejrzeć za nowym wyzwaniem i nowym dochodem. Wtedy postanowiłam sobie, że albo będę handlować samochodami albo nieruchomościami. No i tak zaczęła się moja praca z nieruchomościami. ☺
Czy coś Panią zaskoczyło w pierwszych miesiącach po założeniu firmy?
Ponieważ firmę zakładałam ponad dwadzieścia lat temu — nie bardzo pamiętam co, i czy w ogóle mnie zaskoczyło. Choć pewnie sporo nowych rzeczy, z którymi się zetknęłam było dla mnie zaskoczeniem.
Czy trudno było zaistnieć na tym rynku?
Łatwo na pewno nie było a to z tego względu, że nie dość, że w Koszalinie istniało około trzydziestu firm zajmujących się pośrednictwem w obrocie nieruchomościami, to na dodatek otworzyłam drugi oddział sieciowej firmy. Byłam druga, więc stałam się wielkim zagrożeniem dla oddziału już istniejącego. Nie było mowy o żadnej kooperacji, ponieważ ambicja tej drugiej strony nie dopuszczała współpracy, dialogu. Po kilkunastu miesiącach nierównej walki poddałam się. Zapłaciłam karę i wyszłam z sieci.
I to było najlepsze posunięcie z mojej strony. Postanowiłam się nie poddawać. Miałam sporo zgromadzonych nieruchomości, stworzyłam więc markę, której nazwa została zaczerpnięta od mojego nazwiska i zaczęłam wszystko od nowa.
Teraz współpracuję z wieloma biurami nieruchomości działającymi na koszalińskim rynku. Są to biura, które cenią sobie lojalność, dobrą współpracę i rzetelną obsługę klienta.
Skąd czerpała Pani fundusze na założenie firmy? Czy to były oszczędności, kredyt?
Założenie firmy w okolicznościach, o których mówiłam wcześniej, nie wymagały ode mnie jakichś szczególnych funduszy. Było to po prostu założenie działalności gospodarczej. W czasie zmian branż owszem, trzeba się było posiłkować w pewnych okresach dodatkowymi funduszami — albo pożyczką od rodziców albo oszczędnościami. Najtrudniejszy finansowo był dla mnie okres pracy w „sieciówce” i wyjście z niej. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze i mogłam rozpocząć nowy etap.
Czy Pani zdaniem polscy przedsiębiorcy potrafią uczciwie konkurować?
Trudne pytanie… Nie znam wszystkich przedsiębiorców ale są tacy, z którymi bardzo dobrze się współpracuje. Moim marzeniem jest współpracować z tymi, którzy wyznają takie same zasady, jak ja. Mam świadomość, że są i tacy, którzy za wszelką cenę starają się być zauważeni i w swoich działaniach nie zawsze postępują uczciwie. Staram się unikać takich ludzi. Czy skutecznie? Czasami niestety, nie. Ale o ile mam na to wpływ — otaczam się ludźmi uczciwymi.
Jakie wartości wyznaje Pani w biznesie?
Moim marzeniem, które staram się zrealizować, jest rzetelna obsługa klientów. Nie tylko pod względem merytorycznym — to niejako wynika z samego zawodu.
Proces sprzedaży czy zakupu nieruchomości obarczony jest olbrzymim ładunkiem lęku. Ludzie nierzadko operują całym swoim dorobkiem, więc trudno się dziwić, że towarzyszy temu tak wielki ładunek negatywnych emocji. Staram się zawsze wysłuchać uważnie swoich klientów, by pomóc im oswoić te lęki. Są też klienci, którzy w zasadzie nieźle sobie radzą na rynku, jednakże szukają wsparcia dla swoich działań. Wtedy nawet tworzą się relacje długoterminowe, powiedziałabym.
Uważam, że w biznesie, w rzeczywistości, w której żyjemy, potrzebna jest otwartość na ludzkie kłopoty, szczerość, rzetelność i uczciwość. Ludzie tego bardzo szukają. Mówią często o niemiłych doświadczeniach, z jakimi mieli do czynienia i wręcz obawiają się kolejnych. O ile to możliwe, staram się uspokoić klientów i zachęcić do korzystania z usług mojej firmy. Staram się też nie obiecywać więcej niż mogę później zrealizować. Wszystko po to, by klient na żadnym etapie współpracy nie poczuł się oszukany.
Firma z pewnością pochłania znaczną część Pani czasu. Czy ma Pani sposób na zachowanie balansu w życiu? Czy ma Pani odskocznię od pracy, na przykład w postaci sportu czy innego hobby?
Tak. Mam to szczęście, że mam tę odskocznię. Są to moi znajomi — szczególni znajomi, których traktuję jak swoją rodzinę. Spotykamy się nawet kilka razy w tygodniu. Są to spotkania, które dają mi poczucie przynależności, uczą nowych rzeczy. W chwilach upadku są dla mnie wsparciem i podniesieniem. Każdemu życzę takiej odskoczni.
Na pewno też odskocznią od pracy, choć czasami się z nią wiąże, jest fotografia. Ponieważ moja praca wiąże się też z fotografowaniem nieruchomości, często staram się fotografować nieruchomości w niebanalny sposób. Uwielbiam też spacery po lesie oraz brzegiem morza — oczywiście z aparatem przy oku.
Młodzi przedsiębiorcy są często niecierpliwi i oczekują szybkiego (a najlepiej spektakularnego) sukcesu. Kilkoro moich znajomych postanowiło zrezygnować z prowadzenia firmy po roku-dwóch właśnie z powodu trudności finansowych. Co by Pani doradziła takim osobom? Jaki jest Pani przepis na sukces?
Nie poddawać się, mieć koło siebie kogoś, kto powie: „Dasz radę! Jeszcze trochę i wyjdziesz z kłopotów”.
Najważniejsze, aby mieć czyste intencje, mocne postanowienie dokończenia tego, co się zaczęło. Bez tego zwątpienie, które przychodzi, urasta do rangi potwora, z którym trudno się zmierzyć. Jasno wytyczony kierunek, wsparcie bliskich osób i niezachwiana wiara — to jest przepis na sukces.
Dziękuję za rozmowę