Zaczynał jako stażysta w jednym z poznańskich biur nieruchomości a od pięciu lat prowadzi własne biuro zajmujące się pośrednictwem w sprzedaży, najmie i zakupie nieruchomości. Marzy, by z czasem stworzyć firmę rodzinną i z tradycjami.
Dlaczego biznes a nie praca na etacie?
Gdy byłem jeszcze na studiach, znajomy namówił mnie do zgłoszenia się na staż do biura nieruchomości. Dostaliśmy się tam obaj i praca spodobała mi się na tyle, że po zakończeniu studiów szukałem zatrudnienia w tej właśnie branży. Pracowałem na teoretycznym etacie w biurze nieruchomości przez prawe 3 lata. Dlaczego mówię, że na „teoretycznym”? Właściciele wszystkich biur, którzy mnie zatrudniali, wymagali założenia działalności gospodarczej. Minimalne wynagrodzenie wypłacane poza prowizją wystarczało mi jedynie na zapłacenie składek do ZUS. Poza wyposażeniem w telefon i organizacją szkoleń, firmy te w zasadzie nie inwestowały w pracownika. Gdy się zatrudniałem, liczyłem na to, że prowizja ze sprzedaży nieruchomości pokryje moje codzienne wydatki: paliwo na dotarcie do klienta, drobne przekąski na spotkania, reprezentacyjny strój. Niestety. W te elementy mojej pracy musiałem sam zainwestować. Dlatego też po czasie doszedłem do wniosku, że tak naprawdę od kilku lat jestem przedsiębiorcą. Że nie pracują na etacie, mimo umowy z agencją nieruchomości. Zdecydowałem więc zdobyć licencję pośrednika nieruchomości i założyć własną firmę.
Trudno było zdobyć licencję?
Nie było łatwo, ale z pewnością pomogło mi dotychczasowe doświadczenie.
Co Pana zdziwiło pierwszych miesiącach po założeniu własnego biura?
Chyba na wszystko byłem przygotowany. Wiedziałem, że może być chwilami ciężko. Zdawałem sobie sprawę z tego, jak duża jest konkurencja. Ale upór i pracowitość przyniosły pożądany efekt.
Skąd czerpał Pan fundusze na założenie firmy?
Miałem swoje oszczędności. Udało mi się odłożyć pewną sumę z prowizji ze sprzedaży mieszkań i budynków komercyjnych.
Czy Polacy potrafią uczciwie konkurować w biznesie?
Gdy pracowałem jeszcze jako szeregowy pracownik agencji, nie mogłem zaakceptować rywalizacji pomiędzy agentami. Poza prowizją otrzymywaliśmy kiepskie wynagrodzenie. Trzeba więc było ciężko pracować, by zdobyć prowizję ze sprzedaży nieruchomości. Bywało, że agenci podbierali sobie klientów. Co ważne, prowizję wypłacano nam dopiero po podpisaniu przez klienta aktu notarialnego. Jeśli mimo naszego zaangażowania do tego aktu nie doszło — nie otrzymywaliśmy prowizji, choć klient przecież opłacał usługę. Całą kwotę pobierał nasz pracodawca. Gdy zacząłem prowadzić własne biuro, mogłem w zasadzie od razu obracać prowizją z zadatków, bez względu na to, czy klient ostatecznie się wycofa czy nie.
W jaki sposób odpoczywa Pan od pracy?
Interesuję się budownictwem i wśród swoich znajomych mam wielu deweloperów. Dzięki temu łącze pracę z pasją. A jeśli już wypoczywam, to wybieram wypoczynek aktywny. Staram się realizować jako tenisista-amator.
Czy gdyby Pana dzieci chciały pójść w Pana ślady — odradzałby Pan?
Wręcz przeciwnie! Liczę na to, że moje dzieci (jeszcze ich nie mam) będą kontynuowały mój biznes. Marzy mi się rodzinna firma z tradycjami.
Jakie marzenie udało się Panu spełnić dzięki firmie?
Moim marzeniem było zawsze piękne, czyste, przestronne biuro. Takie, w którym nie byłoby mi wstyd przyjmować klientów. I to marzenie spełniłem w pierwszej kolejności :-)
Dziękuję za rozmowę