Z wykształcenia — trener koszykówki. Od kilkunastu lat działa w branży medycznej. Jego firma Cerkamed z sukcesami konkuruje ze światowymi markami w produkcji materiałów stomatologicznych. Jego przepis na powodzenie w biznesie? Praca, praca i jeszcze raz ciężka praca. Pan Wojciech Pawłowski opowiedział nam, dlaczego wybrał karierę przedsiębiorcy, kto go wspiera w trudnych chwilach i jak wiele wspólnego ma drużyna sportowa z firmą.
Rozpoczynał Pan pracę na własny rachunek ponad 20 lat temu. Jaki to był czas dla przedsiębiorców? Czy były sprzyjające warunki?
Tak naprawdę pracę w tej branży rozpocząłem 12 lat temu. Ale z biznesem miałem do czynienia od zawsze — czy to w podstawówce czy w średniej szkole — zawsze kombinowałem, jak zarabiać pieniądze na własny rachunek. Czas na założenie własnej działalności zawsze jest dobry. Trzeba tylko mieć pomysł i konsekwencję w dążeniu do celu. Super jest, jeśli ma się jeszcze pod bokiem kogoś, kto wspomaga w trudnych chwilach. Ja mam taką osobę. Jest nią moja żona Magdalena, która wyznaje te same wartości — czyli praca, praca i perfekcjonizm w tym, co się robi. To są najważniejsze wartości, przynajmniej w początkowej fazie prowadzenia biznesu.
Dlaczego własna firma a nie praca na etacie?
Nie lubię być uzależnionym od kogoś. Wolność finansowa to moje DNA. Zawsze wiedziałem, że będę miał swoją firmę. Nie wiedziałem tylko, jaką. Los rzucił mnie w branżę stomatologiczną.
Działa Pan w branży medycznej. Skąd pomysł na taką właśnie działalność? Czy wynika to z Pana wykształcenia?
Z wykształcenia jestem trenerem koszykówki i uważam, że praca z najlepszymi trenerami młodzieżowymi na początku mojego dorosłego życia pozwoliła przenieść mi wartości ze sportu do biznesu. Firma jest jak drużyna. Funkcjonują w niej bardzo podobne zależności, jak w drużynie. Biznes stomatologiczny był którymś z kolei biznesem. Pomysł „sprzedał” mi brat Piotr, który produkował na niewielką skalę kopie drogich przyłbic stomatologicznych i sprzedawał je do hurtowni stomatologicznych. W momencie, kiedy zaczął zawodowo zajmować się prowadzeniem swojej pierwszej kliniki stomatologicznej, zapytał, czy nie przejąłbym tej produkcji, bo on nie miał już czasu na tę „zabawę”. Zgodziłem się z miejsca, choć zaczynałem wtedy inny biznes. Każda złotówka była wówczas jednak na wagę złota. Nie owijając w bawełnę — nie miałem wówczas na chleb — po prostu.
Czy coś Pana zaskoczyło w pierwszych miesiącach po założeniu firmy?
Tak jak wspominałem, ten biznes nie był moim pierwszym, jaki zaczynałem. Wiedziałem, że każdy biznes powstaje od zera. Nie oczekiwałem kokosów, bo zawsze twardo stąpałem po ziemi. Jedyne, na co zwróciłem uwagę podczas pierwszych targów stomatologicznych, na które pojechałem dzięki zaprzyjaźnionemu koledze, który miał hurtownię stomatologiczną było to, że większość producentów to straszni aroganci. Zamiast słuchać, co mają do powiedzenia stomatolodzy, sami wiedzieli wszystko najlepiej.
Produkty stosowane w stomatologii kojarzą się raczej z zagranicznymi markami.Czy trudno było przebić się polskiej firmie na tym rynku?
Z perspektywy czasu powiem, że bardzo trudno. Miałem pomysł i determinację, starałem się zawsze wyróżniać na tle konkurencji i chyba mi się to udało. Dzisiaj, mimo bardzo krótkiej historii firmy, mamy ponad 150 odbiorców z ponad 60 krajów na całym świecie. Na tegorocznej edycji największych targów na świecie, IDS w Kolonii, mieliśmy największe stoisko w historii polskiej stomatologii — ponad dwukrotnie większe niż innych firm z Polski. I nie jest to przypadek, bo na takich targach na takie stoisko trzeba sobie zapracować. Nie chodzi tu tylko o fundusze, ale również i o pomysł. Ta branża jest o tyle trudna, że tu czas jest najważniejszym czynnikiem. Mając nieograniczony budżet nie osiągnie się w tej branży nic bez czasu, który pozwoli lekarzom i dealerom przekonać się do danego produktu. Tak to niestety działa.
Skąd czerpał Pan fundusze na założenie firmy? Czy to były oszczędności, kredyt?
Fundusze pochodziły tylko z własnych pieniędzy, inwestowanych i zarabianych gdzie indziej. Przez pierwszych 5 lat firma przynosiła tylko straty. Pieniądze pożyczało się od znajomych i pracowało się na kilku etatach. W tym czasie wszedłem w kontakt z hurtownią pieców oraz kominków i produkowałem dla nich kilka drobnych rzeczy. Wszystkie pieniądze szły w firmę Cerkamed, żeby jakoś utrzymać się na powierzchni. Pierwsze efekty słusznej filozofii pojawiły się dopiero po sześciu latach działalności. Chyba jak by mi ktoś wtedy przedstawił przyszłość, to szukał bym innej branży. Ale dzisiaj nie żałuję niczego. Razem z żoną Magdaleną i całą grupą ludzi tworzymy dzisiaj produkty których zazdroszczą nam firmy z ponad stuletnią tradycją. To chyba o czymś świadczy.☺
Czy Pana zdaniem polscy przedsiębiorcy potrafią uczciwie konkurować?
Niektórzy tak, niektórzy nie. Podstawowym grzechem, jaki popełniają, jest chyba błąd pychy — stworzą coś i wydaje im się że już Pana Boga za nogi złapali. Poza tym nie rozumieją, żeby nie koncentrować się na innych, tylko na swoim rozwoju. Ja nie mam czasu obserwować innych. No — chyba, że na targach.
Jakie wartości wyznaje Pan w biznesie?
Jest kilka prostych — jeśli nie kochasz tego, co robisz, zmień pracę. Nie zmarnuj błędu — ucz się z niego; goń za wizją, nie za pieniędzmi, pieniądze nie dadzą Ci szczęścia, jeśli jesteś nieszczęśliwą osobą. I najważniejsza chyba — pieniądze są tylko środkiem do realizacji celu. A moim celem jest tworzenie i pływanie na falach na kitesurfingu.
Firma z pewnością pochłania lwią część Pana czasu. Czy ma Pan sposób na zachowanie balansu w życiu? Czy ma Pan odskocznię od pracy, na przykład w postaci sportu czy innego hobby?
Moją pasją jest kitesurfing. Szczególnie na falach i to jest to, co chciałbym robić przez połowę roku — drugą zarezerwowałbym na wymyślanie czegoś ciekawego w pracy oraz na spędzanie czasu z rodziną.
Młodzi przedsiębiorcy są często niecierpliwi i oczekują szybkiego (a najlepiej spektakularnego) sukcesu. Kilkoro moich znajomych postanowiło zrezygnować z prowadzenia firmy po roku-dwóch właśnie z powodu trudności finansowych. Co by Pan doradził takim osobom? Jaki jest Pana przepis na sukces?
Śmieszne, że ludziom wydaje się, że po roku zostaną milionerami. Może są takie przypadki ale ja nie znam osobiście nikogo takiego. Przepis na sukces jest jeden — praca, praca i konsekwentna ciężka praca. Fajnie jest, jak ma się tak jak ja kogoś bliskiego — żonę, rodzinę, znajomych, bo ciężkich momentów są tysiące. Ale jak się idzie na szczyt, to nie ma się co dziwić, że jest zawsze pod górę. ☺
Dziękuję za rozmowę