Marketing to jego… drugie imię. Zgłębia tajniki reklamy od wczesnej młodości. Ale nie jest teoretykiem. Zna tę dziedzinę od praktycznej strony. Zaczynał bardzo wcześnie jako właściciel agencji marketingowej w czasach, kiedy marketing w Polsce jeszcze raczkował. Uzdolniony projektant, grafik, designer. Niezwykle charyzmatyczny ale też bardzo niezależny. Prowadzi w Gdyni agencję kreatywną. Opowiedział nam o tym, dlaczego zdecydował się na własną działalność i jakie wyznaje wartości.
Podobno dość wcześnie rozpoczął Pan pracę na własny rachunek. To prawda?
Tak. W wieku 21 lat otworzyłem swoją pierwszą firmę. Byłem wtedy nieświadomy wielu zagrożeń, ale to chyba dobrze. Dzięki temu często działałem niestandardowo i zaczynałem odnosić spore sukcesy. Chociaż, jak teraz na to patrzę, mogło być naprawdę różnie.
Czy własna firma w tak młodym wieku psuje czy raczej uczy pokory?
Chyba nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Zaczynałem wszystko od przysłowiowego zera. Nie miałem wsparcia finansowego na przykład ze strony rodziców. Zainwestowałem w firmę drobne oszczędności i powoli wspinałem się po drabinie. Sam pozyskiwałem klientów, sam planowałem działania. Ciężko pracowałem, niejednokrotnie kilkanaście godzin na dobę. Z tego punktu widzenia jest to ogromna lekcja pokory. Z drugiej jednak strony — sukcesy w tak młodym wieku potrafią zawrócić w głowie. Zwłaszcza, kiedy firmy z tej samej branży, prowadzone przez doświadczonych przedsiębiorców, zostają w tyle a Tobie się udaje iść naprzód. I nagle stać Cię na przyjemności, o których większość Twoich rówieśników może jedynie pomarzyć.
No właśnie — skąd pomysł na własną działalność u dwudziestolatka? Większość młodych ludzi w tym wieku myśli raczej o tym, żeby się wyszaleć przed wejściem w dorosłość.
Okoliczności sprawiły, że za bardzo nie miałem wyjścia. Musiałem zacząć zarabiać. Rozpocząłem oczywiście od pracy na przysłowiowym etacie, ale szybko dotarło do mnie, że się nie spełniam i że to nie dla mnie. Mam artystyczną duszę, lubię być niezależny. Bardzo trudno mi zaakceptować sytuację, w której to ja jestem podwładnym i muszę wykonywać polecenia niezgodne z moimi przekonaniami. Poza tym zawsze chciałem robić rzeczy wielkie, ważne. Najbliżsi śmieją się, że własna firma dla osoby z takim charakterem to jedyne wyjście!
Z Pana wypowiedzi wynika, że od samego początku odnosił Pan sukcesy. Czy zawsze tak było?
Oczywiście, że nie. Zaczynałem w czasach, kiedy usługi marketingowe świadczone przez agencje kreatywne cieszyły się ogromnym wzięciem. Sporo polskich firm dopiero zaczynało uświadamiać sobie, że dobry produkt to nie wszystko. Że ważne jest logo, kreacja, kampania marketingowa. Że trzeba dotrzeć do klienta. Takie usługi były w cenie i nie narzekałem na brak zleceń. Z czasem zaczęło się to zmieniać. Agencje kreatywne powstawały jak grzyby po deszczu. Jakość świadczonych przez nie usług niejednokrotnie odbiegała od standardów, ale dla klientów najważniejsze było to, że jest tanio. I wtedy bywało różnie.
A jak jest teraz? Nie zrezygnował Pan przecież z prowadzenia agencji.
Z czasem ten tani rynek marketingowy zaczął działać na własną szkodę. Klienci rezygnowali z usług nieprofesjonalnych agencji i decydowali się na droższą, ale jednak jakościową usługę. Moja agencja nigdy nie obniżyła jakości pracy. Nawet wówczas, gdy rynkowe ceny usług mocno spadły. Zawsze wychodziłem z założenia, że jakość się obroni. I miałem rację. Do tej pory trafiają do nas klienci, którzy po doświadczeniach z kilkoma tańszymi agencjami zdecydowali się zainwestować w usługę profesjonalną. Paradoksalnie wydali do tego czasu dużo więcej pieniędzy, niż gdyby od razu trafili do nas. A efektów nie uzyskali żadnych.
Czy jeśli Pana syn zdecyduje się pójść w Pana ślady, będzie Pan oponował?
Póki co jest kilkulatkiem, ale już teraz widzę, że sporo cech odziedziczył po mnie. Również jest niezależny i uparcie dąży do swoich celów - tak jak ja. Chyba zdziwiłbym się, gdyby… jego losy potoczyły się inaczej, niż moje :-) Zwłaszcza, że już teraz uwielbia rysować. Czuję, że rośnie mój następca :-)
Dziękuję za rozmowę!
Imię i nazwisko przedsiębiorcy do wiadomości redakcji.