Zaczynał jako pracownik na etacie. Jednak, by móc realizować własne cele, zdecydował się na założenie firmy. Nie żałuje tego kroku. Z perspektywy czasu wie, że to była słuszna decyzja. Dzisiaj jest współwłaścicielem kilku dobrze prosperujących spółek. A jakie były początki? O pierwszym milionie, dolarach na czarną godzinę i recepcie na powodzenie w biznesie rozmawiamy z Panem Jarosławem.
Czy miał Pan okazję poznać specyfikę pracy na etacie?
Pracowałem na etacie jako programista. Pierwsza praca nie była związana z moim wykształceniem. Zdecydowałem się na pracę w firmie softwarowej, bo zasugerował mi to starszy brat, który miał już duże doświadczenie w wielu zawodach. Ale muszę zaznaczyć, że nie była to standardowa praca na etacie. Jako programista mogłem przychodzić do pracy nawet na godzinę 10.00. Ważne było to, bym przepracował 8 godzin dziennie bądź po prostu ukończył zadanie.
Dlaczego zdecydował się Pan na założenie własnej firmy?
Pochodzę ze wsi i tam, można tak to ująć, w zasadzie każdy ma firmę — czyli pracuje na swoim. Nie wyobrażałem sobie na dłuższą metę pracy na etacie — to tak, jakby wynajmować komuś część swojego życia. Pracując u kogoś realizujemy jego cele, a na swoim — wyznaczamy swoje i sami do nich dążymy.
Nie bał się Pan pracy na własny rachunek? Skąd pomysł na konkretną działalność?
Swoje działania jako przedsiębiorca rozpocząłem od wykonywania tego, czego nauczyłem się w pracy na etacie. Do tego właśnie potrzebny był etat. Robienie konkretnego produktu czy usługi trzeba się było nauczyć u kogoś, żeby potem wiedzieć, jak to robić we własnej firmie.
Czy przygotował się Pan jakoś specjalnie na złożenie firmy?
Najważniejsze dla mnie było to, by umieć stworzyć dobry produkt lub usługę. Zanim zarejestrowałem firmę, uzbierałem pewną kwotę. A że inflacja była wysoka, za te pieniądze kupiłem dolary — ich kurs był wówczas wyższy niż dzisiaj. Te pieniądze odłożyłem na koncie walutowym w banku. Miały być zabezpieczeniem rodziny (miałem wtedy już dwoje dzieci i niepracującą żonę), kiedy firma nie będzie jeszcze w stanie zarabiać. Co ciekawe — te pieniądze nadal są na tym koncie!
Jak zareagował Pana pracodawca na Pana odejście i założenie firmy? Przecież obaj działaliście w podobnej branży.
Z pewnością nie podobało mu się to. Z jednej strony nie chciałby stracić żadnego klienta, z drugiej — nie chciałby, aby inni pracownicy poszli moim śladem. Pewnie obserwował uważnie moje działania. Okazało się, że ukierunkowałem się na inny rodzaj klienta. Z moim odejściem mój poprzedni pracodawca nie stracił ani jednego kontrahenta, ani jednej złotówki. Stracił jedynie średniego ale ambitnego pracownika.
Czy Pana zdaniem rzeczywiście trzeba ukraść ten pierwszy milion, żeby biznes jakoś zaczął się kręcić?
Hmm, a jak ukraść ten milion? Chyba nie wiedziałbym, jak się do tego zabrać :-) I chyba szkoda by mi było czasu na zastanawianie się. W tym czasie lepiej zająć się działaniami w biznesie, żeby po prostu zarabiać!
Czy polscy przedsiębiorcy potrafią uczciwie konkurować? Jakie są Pana spostrzeżenia?
Rozpocząłem działalność pod koniec lat 90-tych. To były specyficzne czasy pod wieloma względami. Ci przedsiębiorcy, którzy chcieli się szybko rozwijać, niejednokrotnie działali lub musieli działać na granicy prawa. Prawo skarbowe było jak rosyjska ruletka. Jeśli „wypadło” na ciebie, to w każdej chwili jakiś urząd czy zaciekły lub zazdrosny urzędnik mógł spowodować twoje bankructwo. Teraz, jeżeli masz rację, to można się sądzić i wygrać na przykład z urzędem skarbowym. Wtedy to było nie do pomyślenia! Co do konkurowania z innymi firmami, to z jednej strony rynki nie były tak nasycone jak teraz, a z drugiej — pilnowało się, żeby nie mieć gorszego produktu od pozostałych. Jeśli jednak produkt był gorszy, to musiał być na tyle tańszy, żeby przyciągnąć klienta ceną. Ja zawsze chciałem z konkurencją współpracować, przejmować, kupować, ale zawsze na zasadzie win-win.
Co Pana zdziwiło, a może zszokowało, w pierwszych miesiącach po założeniu firmy?
Na początku najważniejsze było dla mnie to, żeby firma zarobiła na siebie. Moje wynagrodzenie nie było istotne i wiedziałem, że początki pod tym względem mogą być trudne. Dlatego ta kwestia nie była dla mnie zaskoczeniem. To, co mnie zdziwiło, choć to chyba niewłaściwe określenie, to sprzedaż pierwszych produktów. Pamiętam to uczucie zadowolenia pomieszanego ze zdziwieniem — robię coś i jest ktoś, kto chce to kupić!
Czy dotknęły Pana jakieś nieuczciwe działania ze strony konkurencji?
Trudno mówić o działaniach nieuczciwych. Raczej o dziwnym sposobie wyjaśniania spornych spraw — na przykład pisma z prokuratury zamiast otwartych rozmów. Gdy już firma była większa i należała do pierwszej trójki w swojej branży, zdawałem sobie sprawę z tego, że wszystkie chwyty mogą być dozwolone, ale można było zauważyć (z grubsza) tylko niewinne „podjazdy”.
Skąd Pan bierze siłę w chwilach, kiedy tak naprawdę wszystko chciałoby się rzucić w kąt i wyjechać jak najdalej?
Jestem dość spokojny, nawet w sytuacjach kryzysowych. To w sumie chyba niezbyt dobrze, bo wszystkie emocje trzymam w sobie. Teraz, kiedy mam wszystko bardziej poukładane, mam czas na relaks i odskocznię. Oczywiście na początku działalności, kiedy sytuacji stresowych jest najwięcej a jednocześnie musisz zarabiać pieniądze — nie ma czasu na reset.
Po co założył Pan firmę? Czy zmieniłby Pan jakieś decyzje, gdyby miał je Pan podejmować jeszcze raz?
Chyba nie ma co ukrywać, że każdy z nas zakłada firmę po to, by przede wszystkim zarabiać. Mogłem pozostać w pracy na etacie, ale wiem, że takie rozwiązanie pod względem finansowym i samorozwojowym by mnie nie satysfakcjonowało. Z perspektywy czasu wiem, że kierunek obrałbym ten sam. Być może niektóre poszczególne decyzje byłyby inne. Z pewnością zwracałbym większą uwagę na dobór odpowiednich ludzi na wspólników i pracowników.
Czy pamięta Pan, na co wydał Pan swoje pierwsze większe zarobione pieniądze?
Tak. Jako, że mieszkałem kątem u siostry, w pierwszej kolejności zainwestowałem w zakup mieszkania w sąsiedniej miejscowości — dla siebie i swojej rodziny. Małe, ale już własne.
Jaki jest Pana przepis na sukces?
Ciężka praca i cierpliwość. Po prostu trzeba najzwyczajniej w świecie „zasuwać”. Żeby zaistnieć na rynku, trzeba robić rzeczy wartościowe — aby ktoś chciał je kupić czy z nich skorzystać. A tak poza tym — to oczywiście, jeśli chodzi o sprzedaż bezpośrednią (od której się zaczyna), to najlepiej byłoby być młodym, przystojnym, wysokim brunetem. Wówczas jest zdecydowanie prościej!
Przygotowaliśmy zestawienie wartości ważnych w życiu ludzi. Które z nich są dla Pana najważniejsze?
Najważniejsza jest dla mnie Rodzina i Miłość, ale także ważne są:
Religia
Ojczyzna
Przyjaciele
Inni ludzie
Seks
Edukacja
Odpoczynek i sport
Sukces i uznanie
Poznanie świata
Szczęście
Pieniądze
Bardzo dziękuję za rozmowę!
(Imię i nazwisko przedsiębiorcy do wiadomości redakcji)
Komentarze