Coraz więcej firm sięga po różnego rodzaju certyfikaty. Nietrudno je otrzymać. W większości przypadków ich uzyskanie nie wiąże się z żadnymi zobowiązaniami czy weryfikacją firmy. Taki dokument właściwie niewiele świadczy o firmie. No może poza tym, że… jej właściciela stać na wydanie kilku tysięcy złotych na tego typu zaświadczenie. Po prostu kupił i ma — tak jak każdy inny przedmiot.
Taśmowa produkcja certyfikatów
Kilka dni temu rozmawiałem z Kasią, właścicielką firmy kosmetycznej, na temat certyfikatów dostępnych na rynku. Od jakiegoś czasu jest wręcz zasypywana ofertami sprzedaży jej firmie certyfikatu. Dzwonią przedstawiciele „Rzetelnej Firmy”, „Solidnej Firmy”, „Zaufanej Firmy” i wielu innych podobnych przedsięwzięć. Żaden konsultant jednak nie był w stanie udzielić jej konkretnej odpowiedzi na pytanie, co certyfikat tak naprawdę daje firmie i o czym świadczy.
— Najdziwniejsze chyba jest to — mówi Kasia — że oferuje mi się certyfikat potwierdzający rzetelność, ale nikt nie sprawdza, czy rzeczywiście moja firma jest rzetelna. W zasadzie każdy, kto wyrazi zgodę na taki certyfikat, otrzyma go. W ten sposób niemal taśmowo produkuje się dokumenty bez żadnej wartości. I certyfikaty niczym nie różnią się między sobą.
Wszyscy jesteśmy rzetelni?
Firma, która dystrybuuje dany certyfikat, po prostu oferuje go innym podmiotom. Klienci certyfikowanej firmy nie weryfikują jego zasadności. Nie wiedzą też, w jaki sposób certyfikat został zdobyty. Nie uczestniczą w procesie decyzyjnym. Tak naprawdę firma, która chce mieć jakiś certyfikat, wybiera go spośród kilkunastu dostępnych na rynku. Płaci określona kwotę i… sprawa załatwiona — otrzymuje certyfikat. Być może ktoś sprawdzi, czy dany podmiot nie figuruje w Krajowym Rejestrze Długów, ale to wszystko. A zatem każdy przedsiębiorca, który płaci na czas lub którego ktoś nie zgłosił do KRD, może mieć certyfikat.
Za ile i czemu tak drogo?
Ile kosztują takie certyfikaty? Różnie — w zależności od wielkości przedsiębiorstwa i wariantu certyfikatu (bywają nawet wersje Premium!) może to być rocznie nawet ponad 10 tysięcy złotych! Zdarza się również, że po zakupie danego certyfikatu przedsiębiorca jest zobowiązany współpracować na przykład z bankiem, który jest w kooperacji z firmą certyfikującą. Przedsiębiorcy zdają sobie jednak sprawę z tego, że na klientach takie zaświadczenia mogą robić wrażenie. Decydują się więc na taki krok, bo jest to dla nich jakaś forma reklamy. Certyfikat ma więc tylko znaczenie marketingowe.
My chcemy mieć wpływ
Certyfikaty istniejące na rynku świadczą zatem przede wszystkim o tym, że… firmę stać na taki dokument i że chce się ona w ten sposób promować. W nielicznych przypadkach to może być także dowód na brak zgłoszeń do ogólnopolskich baz dłużników od wierzycieli. Pytanie tylko, czy to jest najistotniejsze dla ostatecznego klienta lub współpracowników takiej firmy? Przecież nie każda firma nie płacąca terminowo, znajduje się w bazach dłużników. A co z jakością świadczonych usług? Co z pozytywnym podejściem do kontrahentów i klientów? Co z takimi wartościami jak dobro, szacunek, uczciwość i lojalność wobec drugiego człowieka? Co z opinią osób będących w codziennych relacjach z takim przedsiębiorcą? Pora oddać decydujący głos właśnie tym ludziom. Nadszedł czas, by każdy z nas mógł mieć wpływ na to, kto otrzyma certyfikat oraz… komu należy go odebrać, bo złamał zasady programu.
Tak działa szczytny program „Firma z zasadami”. To konkretni ludzie reprezentujący firmę, podpisują się pod wartościami promowanymi przez nasz program. To Wy informujecie o tym, że jakiś przedsiębiorca funkcjonuje wbrew deklarowanym wartościom — zgłaszacie firmę, której należy odebrać certyfikat (dając odpowiednie ku temu, prawdziwe argumenty, świadczące o złamaniu zasad, pod którymi wcześniej przedsiębiorca się podpisał). Program „Firma z zasadami” nie jest prowadzony, jak to zwykle bywa przy innych certyfikatach, przez komercyjną spółkę (najczęściej z o.o.), lecz przez fundację zgodnie z jej statutem.