Pasja, miłość do muzyki ale przede wszystkim chęć uporządkowania i ustandaryzowania pieśni kościelnych sprawiły, że Ksiądz Hieronim Chamski zdecydował o utworzeniu Wydawnictwa Hejnał. Nie było łatwo. Wielu z nas już nie pamięta, jakie były czasy. Cenzura partyjna, nieprzychylność władz, utrudnianie działalności „dla zasady” – to była w pewnym okresie codzienność, z jaką borykał się Ksiądz Hieronim. Ale było warto – dzisiaj jego śpiewniki zbierają wyróżnienia i nagrody a z jego publikacji korzystają muzycy kościelni w całej Polsce i za granicą.

 

Dlaczego zdecydował się Ksiądz na prowadzenie wydawnictwa? Jaka jest jego specjalizacja?
W 1967 roku skończyłem studia muzyczne na uniwersytecie w Chicago. Wróciłem do Polski i przez 17 lat byłem profesorem śpiewu i muzyki w Niższym i w Wyższym Seminarium Duchownym w Płocku. Po przejściu na emeryturę zrezygnowałem z objęcia parafii, aby móc poświęcić się pracy nad muzyką kościelną. Przez lata „sowieckiej okupacji” w Polsce (1945-1989) muzyka kościelna leżała w szufladach kompozytorów i nie miała szansy na ukazanie się drukiem. Wszelkie moje próby wydania śpiewnika czy nut dla chóru rozbijały się zawsze o biuro cenzury partyjnej (UKPiW – Urząd Kontroli Publikacji i Widowisk), gdzie cenzor decydował z ramienia partii, co wolno drukować i ile egzemplarzy można wydać. Przez cały ten czas większość utworów kościelnych była (z błędami) ręcznie przepisywana przez muzyków kościelnych. Ten stan nie mógł trwać wiecznie. Groziło to chaosem w świecie muzyki kościelnej. Te same pieśni śpiewano na różne (choć podobne) melodie. Uporządkowanie tego stanu było tylko kwestią czasu. Choć nikt nie przewidywał, kiedy to może nastąpić. Stare przysłowie mówi, że „kościelne młyny mielą powoli”. Ale nam, ludziom, zawsze się spieszy. Opatrzność zesłała nam człowieka, który ten proces przyspieszył. Święty Jan Paweł II oraz polscy patrioci otworzyli drzwi dla nowej wolności. To dzięki nim mogę dziś robić to, co winno być zrobione od dawna.

Jak długo istnieje wydawnictwo? Jakie były jego początki?
Moje wydawnictwo istnieje 23 lata. Pierwszą pozycją wydawniczą był „Śpiewnik”, którego mottem były słowa Oskara Kolberga: „Naród, który przestaje śpiewać, przestaje żyć". Chciałem podkreślić ważność śpiewu! Śpiewnik trafił do wielu szkół w całej Polsce i poza jej granicami. Zawiera polskie pieśni patriotyczne, żołnierskie, towarzyskie, ludowe i okolicznościowe. Po przygotowaniu tego „Śpiewnika” do druku, udałem się do Wydawnictwa PWM (Polskie Wydawnictwo Muzyczne) w Krakowie, z pytaniem, czy nie zechcieliby wydać go drukiem. Miałem już gotowy skład komputerowy. Niestety, nie byli tym zainteresowani. Dlatego sam wystąpiłem o pozwolenie założenia własnego wydawnictwa. Wbrew temu, co królowało w Polsce – jako moda – na anglojęzyczne nazwy, nadałem polską nazwę: „Wydawnictwo HEJNAŁ”. 22 lutego (w dniu urodzin Fryderyka Chopina) zatwierdzono moje wydawnictwo w Urzędzie Miasta i wkrótce – na próbę – wydałem swój pierwszy śpiewnik, zawierający całkowity program Wychowania Muzycznego w Szkołach Podstawowych i Średnich. Miałem do niego zebrany materiał, bo przez lata uczyłem śpiewu w Niższym Seminarium Duchownym w Płocku. W tym roku ukazał się „Śpiewnik” w nowej szacie i opracowaniu. Wydanie to zostało powiększone i wzbogacone o funkcje harmoniczne nad melodią.

Skąd pomysł na taką właśnie działalność?
Chcąc wykorzystać swoje zainteresowania i zdolności, postanowiłem zostawić pomoc innym nauczycielom i uczniom w dziedzinie muzyki. Widziałem wielką potrzebę polskich melodii i piosenek na rynku wydawniczym. Nigdy nie zapomnę rozmowy z Polakami w Chicago, którzy na pytanie: „Jak Wam się podobało w Polsce?” mówili: „Ładnie było, tylko nigdzie nie słyszeliśmy polskiej muzyki ani polskich piosenek. Już na lotnisku 
w Warszawie witano nas zespołami Beatlesów, Rollingstonesów i innnych, których my tutaj w USA mamy po uszy! A ja – mówił do mnie Stanley – chciałem usłyszeć polskie melodie. Więc ukradkiem na lotnisku podsłuchiwałem, jak mała dziewczynka pięknie rozmawiała z rodzicami po polsku. Język polski to dla nas trudny język, a ona tak pięknie nim mówiła…" Jest to jeden z wielu powodów, dla których na emeryturze rozpocząłem działalność wydawniczą. Sklepy muzyczne pełne były szlagierów anglojęzycznych. Polskiego śpiewnika z prawdziwego zdarzenia nie widziałem.

Kto korzysta z publikacji wydawnictwa?
Obecnie cała Polska. Głównie chóry parafialne. I nie tylko. Drugim krokiem (po udanej próbie), było wydanie śpiewnika kościelnego, któremu nadałem tytuł „ABBA-OJCZE”. Materiał do niego miałem prawie gotowy w rękopisach. Skład komputerowy wymagał czasu i lepszych drukarek. Udało się – już bez cenzury partyjnej – wydać wszystkie zwrotki. Podam przykład. Dawniej było tak, że cenzor dawał pozwolenie na druk i na przydział papieru drukarskiego. Pamiętam, jak w Płocku cenzor skreśliła mi dalsze zwrotki znanej pieśni „My chcemy Boga…”. Chodziło o słowa: „w książce, w szkole”. Powiedziała wprost: „To pan nie wie, że za wychowanie i wykształcenie odpowiada partia?” Takich pieśni nie wolno drukować. Podobnie było z pieśnią „O zbawcza Hostio”. W drugiej strofie są słowa: „bój srogi nęka wiernych”. Co usłyszałem? „To jest zachęta do rewolucji, a my przecież chcemy pokoju?” Po dyskusji zgodziła się na zamianę słowa „bój” na „znój srogi nęka…” Z cenzorami to była droga przez mękę. Śpiewnik „ABBA-OJCZE” jest obecnie najpopularniejszym śpiewnikiem kościelnym w Polsce. Korzystają z niego katecheci, księża i organiści głównie w Polsce. Ale i Polonia polska zamawia go do USA, Anglii, Norwegii, Szwecji 
i innych krajów.

Z pewnością w chwili podejmowania decyzji o wydawnictwie miał Ksiądz pewne założenia i wizje. Czy udało się je wcielić w życie?
Widząc na Zachodzie tyle pięknych wydawnictw muzycznych, cały czas myślałem: dlaczego my nie mamy takich wydawnictw? Po studiach muzycznych w USA myślałem cały czas, jak pomóc muzykom kościelnym w Polsce. Sam nim byłem i wiedziałem, co jest potrzebne w tym zawodzie. Nuty, nuty, nuty... Ich brak był odczuwalny, bo kościoły w Polsce nie były zamknięte, jak gdzie indziej. Oto przykład: mam znajomego księdza (prawosławnego) w Warnie w Bułgarii – tam go poznałem. Rozmawialiśmy o Polsce, o Kościele... Któregoś dnia poprosił mnie o zaproszenie do Polski, aby odwiedzić „wolny kraj”, jakim była Polska w jego oczach. On w Warnie nie mógł przejść przez miasto w sutannie, choć szedł na nabożeństwo, które wcześniej musiał zgłosić w Urzędzie Miejskim i podpisać, że nie będzie tam... dzieci! Dlatego trudno było mu uwierzyć, że wolność jeszcze gdzieś istnieje. Pięć lat wysyłaliśmy mu zaproszenia. Zawsze dostawał odmowę, bez podania powodów. Był to śp. ks. Zdrawko Madziarow. Pyta Pani, czy udało się moje pomysły wcielić w życie? Tak! Bo skoro dostałem w Kancelarii Pałacu Prezydenckiego nagrodę „Laur Eksperta” za najlepiej wydany śpiewnik „ABBA-OJCZE” 16 listopada 2016 r., to mam prawo uważać, że mój życiowy pomysł się udał. Ponadto cieszy mnie i ten fakt, że Kapituła w Gdyni też mi przyznała tytuł: „Firma z zasadami” 29 listopada 2016 roku.

Początki działalności bywają bardzo różne – niektórzy od razu wypływają na szerokie wody, inni dopiero po pewnym czasie osiągają zamierzone cele. Jak było u Księdza?
Moje pomysły czekały na realizację i dojrzewały wraz ze mną 50 lat! Materiały do wydania drukiem wielu pieśni i utworów leżały u mnie, tak jak u innych muzyków kościelnych i kompozytorów. Na przykład piękna pieśń eucharystyczna pana Edwarda Pałłasza i Jana Węcowskiego „Przy Twym ołtarzu”. Przyznam się, że cały czas uczę się być wydawcą. Wiem, co jest potrzebne i co należałoby wydać. Jedynym ograniczeniem jest zaplecze finansowe. Ale jednoosobowej firmie nie przysługują żadne dotacje, a o sponsorów nie zabiegam. Chciałbym udostępnić ten swój dorobek jak najtaniej każdemu, kto tego potrzebuje. A mamy wielu ambitnych organistów, którzy stale poszukują nowych pieśni, utworów organowych, opracowań na chóry, pieśni solowych itd. Wszyscy wiemy, że wydanie większej liczby egzemplarzy sprawia, że każdy egzemplarz jest coraz tańszy. Swoje śpiewniki wydaję po najniższej możliwej cenie. Nie wliczam swojej pracy. O cenie decyduje cena papieru i druku. Wielu kompozytorów nie żąda ode mnie honorariów, ani ja nie domagam się tego, gdy proszą o zgodę na kopiowanie czy druk. Sklepy otrzymują przy zakupie upust 30% po to, aby nie podwyższać ceny ustalonej przeze mnie. Wydawnictwo to konkretne decyzje biznesowe, spotkania z partnerami i kontrahentami.

Czy fakt, że wydawnictwo prowadzi osoba duchowna, pomaga czy przeszkadza w sprawach biznesowych?
Przyznam się, że nigdy nie rozmawiałem z kontrahentami na ten temat. Mam nadzieję, że wyczuwają, iż nie mam zamiaru nikogo oszukać, ale pazernością się brzydzę! Do paczki wkładam bankowy blankiet wpłaty, aby zaoszczędzić odbiorcom kosztów pobrania. Zarobek – jako taki – jest u mnie na ostatnim miejscu. Zresztą, gdy się ma już 84 lata, nie pora na robienie majątku. Zresztą po co?

Najbardziej krytyczny moment w wydawnictwie?
Nie przypominam sobie, bo nigdy nie korzystałem z pożyczki bankowej. Nawet nie mam karty kredytowej, bo w bankach mówią, że w tym wieku klientom już się nie wydaje kart kredytowych. Mam tylko kartę debetową. I to mi wystarcza. Ale jak to możliwe, że banki proponują mi kredyty nawet po 500 tysięcy... tylko na dowód!? Podejrzewam nieszczerość i od razu oznaczam takie wiadomości jako spam! Mimo to, nadal zapraszają mnie do banków. Najzabawniejszy moment w działalności Księdza? Chyba to, że w moim rodzinnym mieście Płock nigdzie nie można kupić śpiewnika „ABBA-OJCZE”, Choć są dwie księgarnie katolickie. Nasi organiści zaopatrują się rokrocznie w nuty i śpiewniki na rekolekcjach, które dla nich organizujemy.

Jak Ksiądz wyobraża sobie wydawnictwo za parę lat?
Niestety widzę to w czarnych kolorach, choć jestem optymistą. Dlaczego? Zaraz powiem. Chętnie bym po prostu sprzedał je komuś, kto chciałby je prowadzić na tych samych zasadach, co ja. Ale miałem już jedno nieudane, (niestety) podejście i jestem zawiedziony. Jeżeli ktoś zgłasza się i na pierwszym miejscu stawia zarobek, to nasza rozmowa się kończy. Tak samo się dzieje, gdy na rozmowie kwalifikacyjnej przed przyjęciem do Seminarium maturzysta pyta się, ile będzie zarabiał, gdy zostanie księdzem?

Dlaczego zdecydował się Ksiądz dołączyć do inicjatywy „Firma z zasadami”?
Zainteresowało mnie Wasze logo. Dla chrześcijan na całym świecie jest to bardzo stary tajemniczy znak przynależności do grupy ludzi wierzących. Pierwsi chrześcijanie w czasie prześladowań, aby się rozpoznać, rysowali na ziemi rybę – po grecku „ichtis” (Jesus Christos Soter), co po polsku znaczy: "Jezus Chrystus moim Zbawicielem". Jest to najstarszy chrześcijański symbol wzajemnego zaufania ludzi do siebie. Przeczytałem uważnie zasady, którymi się kierujecie i postanowiłem zapytać, czy mogę dołączyć do grupy przedsiębiorców, którym przyświeca ten sam cel: uczciwość, szacunek oraz zaufanie w kontaktach z ludźmi, którzy niekoniecznie muszą być naszymi klientami.

W jaki sposób udaje się Księdzu łączyć obowiązki duchowne z wydawniczymi? Jak Ksiądz odpoczywa?
Wydawnictwo stanowi moje hobby. To nie jest mój cel w życiu. Przede wszystkim jestem księdzem katolickim i na pierwszym miejscu stawiam te obowiązki, które wynikają ze święceń kapłańskich. Jako emeryt, pomagam 
w parafiach i w niedziele służę pomocą, gdy mnie o to proszą. Pomagam prowadzić chór parafialny, organizujemy konkursy kolędowe i przeglądy chórów. Pomagam w rekolekcjach. Co roku organizujemy rekolekcje dla organistów, uczymy się nowych pieśni i melodii liturgicznych. Gdy mam wolny czas, siadam przy organach i komputerze. Komponuję lub aranżuję akompaniamenty do nowych i dawnych utworów muzyki kościelnej. Każdego roku otrzymuję od kompozytorów projekty nowych pieśni religijnych. Jeśli otrzymam na nie „imprimatur” – to znaczy zgodę Kurii Diecezjalnej na zamieszczenie ich w śpiewniku liturgicznym, wiem, że nie zawierają błędów dogmatycznych ani muzycznych. 
Pogodzenie obowiązków nie jest trudne dla ludzi, którzy umieją dysponować swoim czasem. Potrafię się łatwo przestawić z jednych zajęć do drugich. Zmiana zajęcia to najprawdziwszy odpoczynek! Muzyka – pisana przez duże „M” – daje największą satysfakcję w życiu i wielokrotnie ułatwia kompensację stresów. Dlatego wszyscy powinni muzykę polubić i żyć nią na co dzień.

Dziękuję za rozmowę!
Wywiadu udzielił nam ks. Hieronim Chamski, właściciel wydawnictwa Hejnał z Płocka.
Wydawnictwo mieści się przy ulicy Stodółkiewicza 20.
Strona internetowa wydawnictwa: www.hejnal.eu

Zobacz więcej artykułów na blogu
Obserwuj

Dodaj komentarz